Prace edytorskie

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 3

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 3
Tom pod redakcja Jana Sochonia i Andrzeja Wiercińskiego zawiera artykuły polskich i kanadyjskich uczonych, dotyczących najogólniej kwestii Boga w sporze tradycji oraz w kontrowersjach współczesności. Autorzy przekonują, że filozofia nie tyle rozjaśnia tajemnice religijne, ile raczej pozbawia je znamion absurdu i pozorów racjonalności. To pierwszy sygnał współpracy środowiska filozoficznego UKSW z ośrodkami kanadyjskimi i amerykańskimi.

Spalony raj. Antologia młodej poezji religijnej

Jan Sochoń - Wybór, przedmowa i opracowanie.

W 1986 roku Jan Sochoń opracował antologię wierszy religijnych Spalony raj. Rzecz wydana w Wydawnictwie Archidiecezji Warszawskiej. Słowem: teza powinna gonić tezę. Tym bardziej, że posłowie napisał ks. Jan Twardowski. Z jakimż więc zdumieniem odnalazłem tam wiersze wybitnych i wybitniejszych poetów współczesnych, niekoniecznie „uduchowionych” zgodnie z podtytułem antologii; choćby S. Barańczaka – poety, który nie wiem ile psalmów by nie przetłumaczył nie otrzepie się z wczesnomłodzieńczej fascynacji filozofią niejakiego Marksa. Wartość tej antologii polega na odnalezieniu w „religijności” zwątpienia, a także usytuowanie poezji polskiej (każdej poezji, nawet tej najbardziej świeckiej, agnostycznej – lecz nie obrazoburczej) w obszarze wielosetletniej kultury chrześcijańskiej, która (chciał nie chciał) kształtowała każdego z nas, bez względu na tzw. okoliczności „doraźne”. Stąd tytuł Spalony raj. Dlatego nie dotknęła mnie supozycja pewnej pani profesor, która w encyklopedycznej publikacji, napisała o moim wierszu „Modlitwa oszukanych” z antologii Sochonia, że korzystam z topiki chrześcijańskiej do wyrażania treści nie do końca religijnych. Dlaczego o tym piszę? Bo można było inaczej: jak w antologii Od Staffa do Wojaczka, jak z Broniewskim i Jastrunem. Sochoniowi chodziło jednak o coś innego: zapytanie o „funkcję okoliczności w tworzeniu idei”. Nawet, jeśli te „idee” bywają nam obce, niezrozumiałe, bądź nieprzyswajalne. Tak zrozumiałem „tezę” Jana Sochonia. Księdza. Oczywiście Spalony raj nie zrobił takiej kariery, jak antologie Marxa i panów Drozdowskiego i Urbankowskiego. Ale w kontekście powracających dyskusji ideologicznych akurat przypomniałem sobie tę mądrą antologię i tego mądrego księdza, który (mam nadzieję) nie tylko z filozoficznego obowiązku przyswoił sobie teorie K. Marksa.
 
Czesław Markiewicz
 

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 5

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 5
Tom pod redakcją Jana Sochonia i Dariusza Piętki poświęcony drogom, jakie przeszła metafizyka w rozwoju dziejowym. Piszą między innymi: Henryk Kiereś, Edmund Morawiec, Vittorio Possenti, Tomasz Pawlikowski, Jacek Grzybowski.

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 6

Studia z filozofii Boga, religii i człowieka, tom 6
SZTUKA BLISKO BOGA, PIĘKNA I ŚMIERCI
 
Mimo sekularyzacyjnych tendencji naszych czasów, laickiego imperatywu, który domaga się marginalizowania religii w życiu publicznym, a nawet jednostkowym, pomimo globalizacji życia i fascynacji tym, co nowoczesne, kategorie „Boga” i „śmierci” wciąż wzbudzają zainteresowanie. Bóg nie przestaje intrygować nawet jako idea przynosząca kontrowersje, jako element słabej, w ponowoczesnych czasach, metafizyki, której zwolennicy nie widzą konieczności przyjmowania istnienia Boga, zwłaszcza Boga chrześcijan. Podobnie i śmierć – odsuwana i niechciana – wraca w swej naturalnej potędze, której nikt nie jest w stanie się przeciwstawić.
 
Jej świadomość wyrażająca się często w egzystencjalnym lęku przed własnym przemijaniem implikuje poszukiwanie dowolnej postaci nieśmiertelności, bliżej niesprecyzowanego dobra, które może okazać się ratunkiem przed ostatecznym zapomnieniem i popadnięciem w otchłań nicości. W ten sposób przekonanie o przemijalności życia i wszystkiego, co z nim związane odgrywało i nadal odgrywa zauważalną rolę w kształtowaniu ideowego podłoża sztuki i literatury. W różnych epokach i uwarunkowaniach idea ta znajdowała jednak odmienny wyraz determinując powstawanie wielkich cykli poświęconych tańcom śmierci, jak też subtelnych, bogatych w symboliczne aluzje martwych natur czy wstrząsających swą sugestywnością barokowych alegorii znikomości (Zob. J. Białostocki, Płeć śmierci, Gdańsk 1999, s. 43).
 
Dlatego właśnie pragnienie pozostania w nieskończoności, chęć ocalenia jednostkowego bycia pojawia się jako tęsknota wyrażana w religii, filozofii i sztuce. Stąd wokół tej akurat triady – Bóg, śmierć, sztuka – skupiają się teksty zgromadzone w szóstym tomie „Studiów z filozofii Boga, religii i człowieka”, wydawanym przez Katery Metafizyki i Filozofii Kultury, Wydziału Filozofii Chrześcijańskiej UKSW.
 
Wielorakie treści, jakie niosą w sobie pojęcia Boga, śmierci i sztuki rozwijają się i wzajemnie wzbogacają w przestrzeni ludzkiej kultury. Nie jest przeto żadnym odkryciem stwierdzenie, iż tajemnica Boga oraz doświadczenie śmierci są elementami kulturotwórczymi, a przez to zawsze będą się domagały krytycznej, pogłębionej analizy. Być może więc tylko w sztuce i przez sztukę można współcześnie bronić tego, co absolutne, obiektywne czy realne w ludzkim sposobie ujmowania świata. Sztuka (naturalnie sztuka godna tej nazwy) – wyraz ekspresyjnej formy ludzkich emocji i intelektu, przynosi sporą szansę przezwyciężenia kryzysu, w jaki – przyznajmy – popadła współczesność. Odpowiednio rozpoznana i zinterpretowana, staje się – w takiej diagnozie – właściwym narzędziem i formą poznania, dzięki którym możliwe jest życie dotykające, w epifanijnym olśnieniu, jedności wszelkich postaci istnienia, czegoś, czego śmierć ostatecznie nie przezwycięża.
 
Oznacza to także, iż wielkość sztuki i jej artystycznego wyrazu ma, i bez względu na okoliczności mieć musi, zakorzenienie w egzystencji człowieka. Stanowiąc rodzaj metafory, pozostaje analogią opartą na ludzkiej zdolności porównywania, scalania, dostrzegania różnic, wieloznacznego sugerowania i konfrontuje nas zawsze z nami samymi. Ma przy tym niecodzienną moc odkrywania tego, co dotąd było zakryte, co do tej pory nie zostało jeszcze wypowiedziane. Jej siła skłania do skupionej refleksji, a wydobyte i zrozumiane dzięki niej sensy, wkraczają w życie człowieka. Dlatego mierząca się ze śmiercią i Bogiem, postępuje niejako o krok za nimi, stając się tym samym zadaniem wymagającym wręcz kontemplacyjnych zdolności.
 
Niestety, słowo „kontemplacja” wypadło z naszego codziennego użycia. Dlatego warto przywracać mu zasadnicze miejsce w egzystencjalnym słowniku. Czymże więc ona jest? W tradycji pojawiło się całe mnóstwo propozycji definicyjnych. Wszystkie one jednakowoż zbiegają się w centralnym punkcie: kontemplacja to duchowy moment skupienia na przedmiocie poznawalnym umysłowo, to ciągłe pogłębianie tego poznania, niekiedy przechodzące w doświadczenie mistyczne, będące bezpośrednim i miłującym oglądaniem Boga w następstwie darów Ducha Świętego. A skoro tak, warto przynajmniej próbować wejść na tego rodzaju szlak, choć łatwe to nie jest. Wystarczy uświadomić sobie, że wielu z nas nie potrafi zbratać się z ciszą, cóż zatem mówić o kontemplacji?
 
Z tekstów pomieszczonym w prezentowanym tomie wynika jednak, że mamy szansę wtopienia się w Bożą prawdę, koncentrowania się na treściach, które niosą wielkie teksty religijnej Tradycji. Nikt z nas przecież nie powinien tak żyć, żeby w swej (zdarzającej się) bezczynności, nie pamiętał o oddawaniu przysługi bliźnim, ani też będąc osobą czynną, nie starał się myśleć o Bogu. Ale trzeba podjąć określony wysiłek, wspiąć się nieco wyżej, niż podłoga własnej sypialni, pamiętać – jak to podkreślają mistrzowie duchowi – że opór przed modlitwą jest podobny do oporu zaciśniętych pięści. Jesteśmy tak mocno przywarci do siebie, tak bardzo zachłanni na najróżniejsze doznania i mocne przeżycia, że przypominamy martwy kamienny blok. Na szczęście, arcydzieła sztuki i literatury sprawiają, że potrafimy swoje dłonie otworzyć, przyjąć życzliwość płynącą z tajemniczych stron istnienia.
 
Nie powinna tedy zaskakiwać formuła, scalająca w jednorodny zestaw anonsowane „Studia z filozofii Boga, religii i człowieka” – „Poiesis wobec Boga i śmierci” – czyż bowiem tak wielkie tajemnice nie powinny być odsłaniane przez twórczą energię, która „jest tłumaczką ludzkich głębi, zwierciadłem dziejów, odbiciem natury, rówieśnicą mądrości, opiekunką cnót, ustami modlitwy, przeźroczystą zasłoną pięknych tajemnic, w końcu subtelnym, niewypowiedzianym westchnieniem wiecznej miłości” (A. W. Schlegel, Wykłady o literaturze pięknej i sztuce, w: Pisma teoretyczne niemieckich romantyków, red. T. Naumowicz, Wrocław–Warszawa–Kraków 2000, s. 225-226.).
 
Oczywiście, termin poiesis jest nad wyraz pojemny; mieści w sobie określone fakty kulturowe, antropologiczne i metafizyczne, współtworząc cztery zasadnicze dziedziny kultury, mianowicie sferę poznania przednaukowego, jak i naukowego (theoria), sferę moralności z obyczajowością (praxis) oraz religię. Wszystkie one wiążą się ze sobą, budują charakterystyczną mapę egzystencjalną, ujawniają niezwykłe bogactwo ducha ludzkiego, jego możliwości i aspiracji, aż do nadziei zarysowujących wieczne przeznaczenie każdego człowieka. Ale w poiesis tym, co odgrywa najistotniejszą rolę jest piękno – racja sztuki, rzemiosła i techniki.
 
Tylko że w nowoczesnym uniwersum piękno albo musi być tym, co minione, albo trzeba je – i dotyczy to również „piękna natury” – dopiero wnieść do tego świata poprzez dzieło człowieka, poprzez sztukę, a przy tym piękno – jako że rozum stał się rozumem eksperymentalnym, technicznym, komercyjnym i politycznym – jest postrzegane jako alternatywne wobec rozumu i doznawane poprzez zmysłowość. W ten sposób sztuka staje się sztuką estetyczną: emancypuje się z kultu i otrzymuje autonomię. Tak dochodzi – i tylko w nowoczesności – do estetyzacji sztuki (Zob. O. Marquard, Aesthetica i anaesthetica. Rozważania filozoficzne, przeł. K. Krzemieniowa, Warszawa 2007, s. 10.). Stąd dosłownie jedynie mały krok do tych wszystkich postmodernistycznych udziwnień, obwieszczających koniec tradycyjnej sztuki, a wraz z nią i piękna jako takiego.
 
Co stanowi horyzont kulturowy wskazanej „śmierci piękna”? Otóż: postmoderniści nie potrafią reagować na otaczającą ich rzeczywistość, stając się rzecznikami upadku dawnego realizmu. Jego miejsce zajmuje iluzjonizm, i to nie tylko w sztuce, lecz także w życiu. Media kolosalnie nasilają ten proces w społeczeństwie ponowoczesnym. Historia przewróciła się do góry nogami; pisanie wyprzedza zdarzenia, a każdy mąż stanu i celebryta jest pisarzem w zarodku. Urojenia polityki dorównują przywidzeniom pop-artu czy neorealizmu. Jeżeli dodamy do tego jeszcze wyraźny upadek klasycznej metafizyki, pociągający za sobą konieczność zaprzestania poszukiwań jedności sensu lub bytu czy zepchnięcie religii na margines osobistych i wspólnotowych praktyk, znajdziemy się w obszarze oddziaływania nowej epistemologii, gdzie doświadczenie wyobraźni wznosi się na pozycję transcendentalną.
 
W jego promieniowaniu musiało więc dojść do rozpadu ludzkiego „ja”, rozpanoszenia się wszelkiej maści anarchii, podsycającej ironię, entropię znaczeń, oderwanie i nieciągłość. Piękno ginie w różnego rodzaju strukturach otwartych, nieokreślonych, nieprzejrzystych, aleatorycznych, czego dowodzą chociażby propozycje sztuki nietrwałej, np. rzeźby z suchego lodu albo wypełniane ziemią dziury w Central Park. Skoro wszelkie formy artystyczne zlewają się w jedno, następuje wymieszanie gatunków i stylów twórczej wypowiedzi; filozofia i literatura wzajemnie się warunkują i zamieniają rolami, nie ma już możliwości, by uniknąć zamknięcia tradycyjnej estetyki skoncentrowanej na „pięknie” czy „niepowtarzalności” dzieła sztuki. S. Sontag potwierdziła z zadziwiającą szczerością, że dzisiaj w sztuce i w życiu chodzi nie o piękno, ale o stopień sztuczności i stylizacji, o transgresję, ironię, o zacieranie natury lub otwarte jej przeciwstawianie się, o detronizację powagi, a wychwalanie beztroski, antypatosu, o to wreszcie, by wszystko brać w cudzysłów (Zob. S. Sontag, Przeciw interpretacji i inne eseje, Kraków 2012, s. 369-393; zob. także: I. Hassan, Postmodernizm, w: Zmierzch estetyki – rzekomy czy autentyczny?, t. 2, Warszawa 1987, s. 58-65; L. Sziborsky, Modernistyczne i postmodernistyczne myślenie o sztuce, „Przegląd Humanistyczny” 36 (1992) nr 4, s. 109-122.).
 
Autorzy pomieszczonych w niniejszym tomie studiów nie godzą się z tego rodzaju koncepcjami. Uznają sztukę za tzw. miejsce teologiczne i sugerują, że może ona prowadzić do umacniania kontemplatywnych więzi człowieka z Bogiem. Naturalnie pozostają świadomi, że drogi wiary i sztuki mogą się całkowicie wykluczać, ponieważ ta pierwsza nie mogłaby istnieć bez samoobjawiającego się Boga, a sztuka, przeciwnie, dysponuje sobie tylko przynależnymi wzorcami i nie musi zwracać uwagi na żadnego typu myślenie religijne. Ale zdarza się i tak, że sztuka, na pierwszy rzut oka, pozbawiona wątków religijnych, z racji swej wewnętrznej struktury, harmonii i wzniosłości, jest w stanie wywoływać w odbiorcach „emocje ekstatyczne”, budzić, jak powiedziałby Witkacy, różnego rodzaju przeżycia metafizyczne, czyli dowolne, w istocie trudno opisywalne, wewnętrzne doświadczenia np. zdziwienie samym istnieniem, pięknem kosmosu albo demonicznością przeżyć erotycznych. Pojawiają się nadto stanowiska, których zwolennicy wykorzystują wątki religijne w celach na przykład prześmiewczych, prowadzących do wywoływania skandalów obyczajowych bądź prowokacji artystycznych. Powody takich działań mają niezwykle złożony charakter i wiążą się z nowożytnymi przemianami cywilizacyjnymi.
 
W każdym razie warto pozytywnie odnosić się do wszelkich dzieł sztuki otwierających na (różnorako pojętą) duchowość, stawiających człowieka w przestrzeni transcendencji, wychylających ku temu, co nieznane. Tylko że taki koncept należy potraktować jako jedynie wstępny warunek akceptacji, oczekując na dalsze twórcze kroki, zmierzającego do wysłowienia konfesyjnej Tajemnicy. Chodzi wszak o maksymalistyczny wysiłek, aby – także przy pomocy środków ściśle artystycznych – rozjaśnić symboliczną (w językowym rdzeniu) treść sugerowaną w objawieniowym przekazie. Bóg przecież nieuchronnie pozostaje w poznawczym i ontologicznym tle. Kiedy podejmujemy trud, aby się do Niego zbliżyć, on niejako oddala się, skrywa w swej boskości.
 
Dlatego dzieło sztuki, ze swoją symboliczno-sugerującą i ewokatywną własnością, tak bardzo przydaje się w pracy teologia bądź filozofa chrześcijańskiego. Muszą oni tylko dopracować się odpowiedniej metody interpretacyjnej. Opowiedzieć się zasadniczo za hermeneutyką uwzględniającą intencję autora, dzieła i adresata, nie zapominać również o symbolicznym charakterze sztuki, dzięki któremu staje się ona dla nich pomocniczym locus, wydobywa poszczególne funkcje owej symboliczności, wiążąc ją także z człowiekiem; uwypukla również siłę przekraczania rzeczywistości tkwiącą w dziele sztuki, jego związki z naturą i historią.
 
Mamy nadzieję, że przedłożony Czytelnikom tom studiów sprawi im nie tylko poznawczą, ale i estetyczną przyjemność. Zachęci do tego, żeby w pokorze i medytacyjnym uniesieniu włączać się w krąg pytań metafizycznie doniosłych, wychylać się w stronę Drugiego, który mówi, oczekuje zrozumienia oraz życzliwości. W ten sposób poświadczymy, że istnieje prawda, dobro, piękno i – co najradośniejsze – istnieje Bóg, dzięki któremu – by przywołać formułę Antonio Tabucchiego – rozumiejąc grozę śmierci, jesteśmy w stanie kochać życie w jego zmysłowej pełni i najokrutniejszej cielesności.

- ks. Jan Sochoń, ks. Jacek Grzybowski