„Nie pocieszaj się” – recenzja tomiku

W periodyku Nowy Napis Co Tydzień (nr 183 / 2022) recenzja najnowszego tomiku wierszy ks. Jana Sochonia Nie pocieszaj się, tylko płacz”.

Zapraszamy do lektury:

Wydany przez Państwowy Instytut Wydawniczy tom wierszy Jana Sochonia Nie pocieszaj się, tylko płacz składa się z szeregu bardzo wsobnych, osobistych wierszy podzielonych na trzy części: Kocham poetów, Wśród tajemnic, Nasze sprawy. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że obcujemy z rodzajem dziennika. Sochoń zdaje się opowiadać przede wszystkim o swoim życiu – we wszystkich jego aspektach, poprzez opowiadanie o sobie opowiada jednak także o człowieczeństwie, o doświadczeniu bycia. Niezwykle interesujący wymiar tej poezji to zapisane w niej doświadczenie śmierci, z którą obcuje. Można ją dostrzec już na samym początku, w dedykacji – tom został bowiem poświęcony pamięci zmarłej siostry poety, Ireny. Śmierć to także jedna z tytułowych tajemnic drugiej części, wśród których porusza się ta poezja. W kolejnych utworach pojawiają się wspomnienia innych osób, które odeszły – matki, siostry, brata, lecz nie tylko. Spójrzmy na liryk Na wieść o śmierci Tadeusza Komendanta. Znajdziemy tam takie słowa:

Nic już nie będzie takie, jakie było,
skoroś zamilkł, pozostawiając tysiące
stron zapisanych zmęczonym oddechem,
palcem iskrzącym się jak kocia sierść
.

Nie ukrywam, że wybrałem akurat ten wiersz, ponieważ wywarł on na mnie duże wrażenie, również ze względów osobistych. Jeszcze jako student pierwszego roku warszawskiej polonistyki zapisałem się na zajęcia z poetyki, które od drugiego semestru miał prowadzić legendarny wykładowca, miłośnik papierosów, Tadeusz Komendant. Jak się miało okazać, Komendant nie poprowadził już tych zajęć – odszedł na emeryturę. Dla mnie jest więc ten wiersz opowieścią o człowieku, z którym nie dane mi było się spotkać, choć bardzo mi na tym zależało. Cytowany utwór to rodzaj hołdu dla wielkiego polskiego znawcy poetyki oraz krytyka literatury. Hołdu, pod którym całym sobą się podpisuję, mimo że Sochoniowi nie udało się uniknąć patosu, gdy pisał:

Nic już nie będzie takie, jakie było,
jeżeli nawet miłość się odrodzi
w nas wciąż śmiertelnych i niepogodzonych,
nieakceptujących najprostszych rozwiązań

[Na wieść o śmierci Tadeusza Komendanta, s. 61]

Wydaje się jednak, że ten mankament można poecie wybaczyć – widać, że liryk był pisany pod wpływem silnych emocji, powstał bezpośrednio w dniu śmierci Komendanta, o czym informuje zamieszczony pod wierszem dopisek. Zapewne Sochoń chciał wydrukować go takim, jakim był od początku, aby nie utracił swojej momentowości, ulotności i płynącej z niego siły. Jeśli coś na świecie zasługuje na patos, to z pewnością śmierć. Ten utwór to także przypomnienie o jej potędze, która demonstruje się w życiu urodzonego w 1953 roku poety coraz częściej. Wpływają na to również inne okoliczności, takie jak pandemia, o której można sporo poczytać w części Nasze czasy, gdzie Sochoń wyznaje:

Boję się koronawirusa,
ale nie tracę ufności,
nie tracę odwagi

[Taryfa ulgowa, s. 81]

To wyznanie zawiera w sobie cały paradoks wiary, która nie wyklucza strachu, ale jednocześnie wymaga odwagi oraz ufności. Muszę przyznać, że doświadczenie lockdownu przynosi także utwór, który uznaję za jeden z najcenniejszych wierszy w tomiku. W Dzieciach czytamy:

Bóg nie reaguje,
zgodził się na taki świat.
Trochę Mu tylko słabo,
myśli Mu się wolniej,
z większym rozmysłem

[Dzieci, s. 80]

Taka koncepcja Boga wydaje mi się naprawdę atrakcyjna. To Bóg, który nie jest potężny wszechwładzą, ale – milczącą zgodą, słabością – wszystkim tym, co ludzkie. Taki Bóg może być człowiekowi naprawdę bliski, może przypominać ewangelicznego Jezusa, który pozwalał swoim apostołom łamać zasady szabatu, czy ujawniał ludzkie oblicze, urządzając awanturę w świątyni. To Bóg, który rozumie słabość i cierpienie człowieka. To również zupełnie inny niż starotestamentowy Bóg, który swoją potęgą potrafi człowieka przerazić. Wiersz ten przypomina mi wręcz Śniadania z Bogiem Jacka Kaczmarskiego [J.Kaczmarski, Śniadanie z Bogiem], notabene ateisty. Potęgą Boga – w widzeniu Sochonia – jest to, że potrafi pokonać śmierć:

Witaj, życie nasze i nasza śmierci,
która, jak wiemy, nie jesteś równa Bogu

[Litania do stworzonego świata, s. 60]

Nie pocieszaj się, tylko płacz – to świadectwo z życia kapłana. Choć Sochoniowi nie sposób odmówić tego, że jego wiersze często są uniwersalne, to w moim odczuciu zbiór – jako całość – najpełniejszy stanie się dopiero w dłoniach katolika, który będzie mógł potraktować lekturę jako formę kontemplacji. Dla mnie zaś to przede wszystkim historia jednostki – i to w tomiku doceniam najmocniej. Sochoń wypowiada bardzo ważne słowa, które polskie duchowieństwo powinno wziąć sobie do serca:

Jestem księdzem,
co znaczy, że nie mogę liczyć
na najmniejszą nawet
taryfę ulgową

[Taryfa ulgowa, s. 82]

Myślę, że tak pojmowane duchowieństwo to powrót do jego pierwotnej funkcji. Oczywiście jeśli dobrze odczytuję intencję Sochonia. Równie dobrze słowa te można by odczytać jako sarkanie na domniemany antyklerykalizm, który zdaniem wielu polskich księży sprawia, że są oni nadmiernie krytykowani. Wydaje mi się jednak, że Sochoń wydobywa tutaj istotę kapłaństwa, które domaga się służenia ludziom.

Tomik – szczególnie jego pierwsza część, Kocham poetów – ma również wymiar metapoetycki. Sochoń pisze o poezji, o tworzeniu, o fascynacji wierszem. Znajdziemy również zapis dotyczący momentów kryzysu poetyckiego:

Mijają dni, a ja nie napisałem żadnego wiersza.
Czyżbym utracił widzenie, zapadł w bezruch,
wyzbył się miłości?

[Płonący krzew, s. 12]

Przez pryzmat lektury tego wiersza trzeba uznać, że poezja – tak jak rozumie ją autor – stanowi przejaw miłości. To stąd bierze się jej siła. Dla Sochonia poezja jest darem Boga, w pewnym sensie jest formą obcowania z nim. Nie różni się więc od znanego wszak od wieków pojmowania poezji jako natchnienia, jako daru łaski. Poeta to wybraniec, ulubieniec Muz czy – jak powiedziałby Sochoń – Boga. Jednocześnie twórca zwraca uwagę na inny aspekt kryzysu:

[…] A może próbujesz tylko
moje słowa, oczyszcza je w ogniu, by mogły
nieść życie z całkowitą odpowiedzialnością?

[Płonący krzew, s. 12]

Niemoc artystyczna może być korzystna dla poezji. Dzięki niej udaje się uniknąć pustosłowia, banalności, wreszcie grafomańskiego płodzenia wierszy. Z takiego pojmowania tworzenia wyłania się wielki szacunek do słowa, które musi nabrać sensu, dopiero wtedy w pełni staje się poezją. Sochoniowska poezja to po prostu ważna sprawa:

Dlatego trzeba się zastanowić, nie podnosić głosu,
wziąć głęboki oddech i ucałować słowa tego wiersza

[Przy stole, s. 13]

Dodajmy, że do lektury wierszy z recenzowanego zbiorku wcale nie trzeba podchodzić całościowo, można je potraktować wybiórczo, nawet doświadczane w taki sposób przyniosą wiele interesujących refleksji, jak na przykład:

Niech miłość i cierpienie
budzą w nas równą wdzięczność

[Z Simone Wail, s. 23]

Te słowa to rodzaj recepty na lepsze życie. Jeśli człowiek zrozumie, że cierpienie jest nieodzowne w życiu, jeśli odpowiednio potraktuje jego rolę, to jego życie może być lepsze. Warto zwrócić uwagę na tytuł zbiorku. Nie pocieszaj się, tylko płacz – to tytuł paradoksalny. Ma co najmniej dwie interpretacje, dwie częściowo sprzeczne koncepcje. Z jednej strony wpisuje się w rodzaj cierpiętniczego pojmowania życia, bliskiego na przykład ascetom. Z drugiej zaś to bardzo ludzki tytuł, zwracający uwagę na ogromną ilość cierpień w życiu człowieka:

Aż łzy wyschną i nastanie pora
zbioru oliwek i zbóż

[Cierpliwość, s. 135]

Powyższy wyimek dopełnia tomik, zamyka wątpliwości, stanowi deklarację wiary. Kończąc, warto odnotować, że okładka tomu jest bardzo ładna – jej minimalizm doskonale dopełnia treść utworu. Podsumowując, uznaję Nie pocieszaj się, tylko płacz za dzieło wartościowe. Dla katolików może być formą rozmowy z Bogiem. Dla ateistów lekcją antropologii, pomagającą zrozumieć kogoś, kogo w pierwszym odruchu trudno zrozumieć – przybliża życie księdza, jego światopogląd, ideały.

Dariusz Żółtowski, O „Nie pocieszaj się, tylko płacz”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 183