Dajmy na to, Jan Sochoń

 

1.

 
Jan Sochoń należy dzisiaj do elitarnego zakonu księży poetów, podobnie jak: Janusz A. Ihnatowicz, Wacław Oszajca, Paweł Heintsch, Franciszek Kamecki, Bonifacy Miązek, Janusz A. Kobierski, jak najpopularniejszy spośród nich – śp. Jan Twardowski i jak spośród nich najwybitniejszy – śp. Janusz St. Pasierb. A przecież trzeba pamiętać, że ów poeta, filolog, filozof i teolog zadebiutował – jako poeta właśnie – w połowie lat 70. wraz z pokoleniem Nowej Prywatności, które współtworzyli nie tylko poeci, m.in. Anna Czekanowicz, Władysław Zawistowski, Grzegorz Musiał, Aleksander Jurewicz czy Roman Chojnacki, ale również krytycy: Stefan Chwin, Stanisław Rosiek, Tadeusz Komendant. Nie sposób przy tej okazji nie wspomnieć, że Sochoń z sukcesem uprawiał przed laty także krytykę literacką. W roku 1981 jego szkic znalazł się w zbiorze rozpraw o najnowszej polskiej literaturze Licytacja. Bez jego wnikliwej krytycznoliterackiej analizy poezji Kazimierza Brakonieckiego nie mogła się też obejść w roku 1984 antologia „W stronę wiersza. Interpretacje poezji najnowszej” pod redakcją Ludwiki Topp. W tomie tym znalazła się informacja, że pracuje on nad książką o liryce lat 70., zatytułowaną „Święto”, ale jeśli się nie mylę, do jej publikacji nigdy nie doszło.
 
Po ukończeniu filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim w 1977 roku był wykładowcą uniwersyteckim, potem studiował teologię w ATK i wreszcie wstąpił do seminarium duchownego. Poezji nie zarzucił. Wierszami z takich zbiorków jak: Paryż i inne wiersze (1988) czy Uroczyście przemija postać świata (1990) udowodnił, że należy do najoryginalniejszych poetów swojej generacji, a tomem Wszystkie zmysły miłości (PAX, Warszawa 1997) zmusił nas do czegoś jeszcze, mianowicie do zastanowienia się nad miejscem jego twórczości w panoramie współczesnej liryki polskiej. Oczywiście poezja Sochonia jest religijna. Oto dla przykładu wiersz Boże!:
 
Trzymaj mnie, proszę, na uwięzi.
Choćbym jak pies nie mógł
zerwać się i wyzwolić,
będę szczęśliwy.
 
Proszę, trzymaj w ramionach
mnie całego, jak złamaną gałąź
albo okruch pustki.

 
Tak, w zbiorze Wszystkie zmysły miłości temat religijny jest wszechobecny, ale przecież nieprzypadkowy. Co równie ważne, liryka Sochonia jest intelektualna i filozoficzna. Każdy jego wiersz oparty jest na przejrzystym pod względem znaczeniowym i logicznym kośćcu. Poeta nie próbuje wcale szokować czytelnika śmiałymi metaforami, nie eksperymentuje ze słowami, proponuje natomiast spokojną, wyciszoną rozmowę o świecie. Jego teksty pod względem emocjonalnym są powściągliwe i zrównoważone. Bardziej niż wyobraźnię chce poeta poruszyć umysł czytelnika, jego sumienie. O sprawach najważniejszych dla każdego z nas, a więc o kwestii życia i śmierci, mówi spokojnie, bez nadużywania wielkich słów, zdając sobie jak nikt sprawę z tego, że w rzeczywistości o tym, co nas otacza, czemu codziennie musimy stawiać czoła, wiemy mniej niż mało, dlatego też:
Opisuję, co zaledwie możliwe:
 
dym wiatru, odbitą w lustrach
twarzy jesień, kroplę deszczu
przeciskającą się do ziemi.
Ktokolwiek patrzy w tę stronę,
widzi niemoc, choć to już spełnienie.

 
(„Spełnienie”)

 
Poezja Jana Sochonia to apologia świata, urządzonego podług zasad ładu i harmonii, w którym rządzą piękno, dobro i prawda.
 

2.

 
Zbiór Gorycz (Wydawnictwo „Bernardinum”, Pelplin 2003) to z jednej strony przykład liryki religijnej, konfesyjnej, z drugiej zaś epitafijnej, funebralnej, innymi słowy – żałobnej. Wiersze Jana Sochonia są imponującą ilustracją tezy ks. Henri Bremonda, że „aktywność poetycka jest zarysem – w sferze naturalnej i świeckiej – aktywności mistycznej”, czyli mówiąc prościej, a nawet najprościej: że wiersz jest formą modlitwy. Jak wiadomo, modlący się rozmawia z Bogiem, dlatego każdy wiersz Sochonia zaczyna się w ten sam sposób, mianowicie zwrotem „Jezu”. Oczywiście, żeby zwracać się do Boga wprost, trzeba nie lada odwagi, czy też raczej zuchwałości – jak stwierdza poeta w wierszu otwierającym książkę: „Jezu, wiem, że podoba Ci się / moja poetycka zuchwałość, / więc zechciej być pierwszym / Czytelnikiem tych wierszy”. Rzecz jednak w tym, że każdy z tych utworów powstał nie przeciwko, lecz ku, na chwałę Najwyższego. W poszczególnych wierszach-modlitwach poeta dzieli się radością z tego, że został powołany do życia, chwali otaczające go piękno stworzenia, ale też prosi o łaskę wiary: „Jezu, czuwaj ze mną, / bym nie usnął z przemęczenia, / nieuwagi, bólu” (Proch) i „Jezu, patrzę w słońce, / mrużę oczy, / byś przemówił” (Oczy).
 
Łaska wiary została mu dana, ponad wszelką wątpliwość, w przeciwnym razie nie mógłby wyznać: „pozostaję / sam i wciąż nie przyznaję się przed światem, / żeś wybrał mnie i ukochał” (Patrzę), a także: „Jezu, niesiesz mnie jak krzyż / na ramionach” (Sztandar) i jeszcze:
 
Jezu, patrzę i patrzę,
ograniczony przez oczy
i okno; to, co widzę
nie różni się od tego,
co Ty widziałeś,
skoro przebity jesteś
włócznią mego serca.

 
(„Włócznia”)
 
Jak się wcześniej rzekło, jest Sochoń jednym z najoryginalniejszych przedstawicieli liryki religijnej i właśnie jako taki mówi bez ogródek, zwraca się bezpośrednio do adresata swoich wierszy: „Jezu, widzę stworzony świat i żywą / w kamiennych posągach historię, / ale nie wiem, gdzie przyłożyć pieczęć” i jakby było tego mało: „pamiętaj / że jestem najsłabszym z ludzi” (Oddech).
 
Do najlepszych tekstów Goryczy należą te, których bohaterką jest zmarła matka poety. Dwa lata później, wyłącznie z wierszy poświęconych pamięci zmarłej matki, złoży poeta zbiorek Rozczesuję twoje włosy, matko… (Wydawnictwo Diecezji Pelplińskiej „Bernardinum”, Pelplin 2005). Znamienne, że raz mówi on o zmarłej w trzeciej osobie, raz w drugiej. Pogodzony z jej śmiercią, nie rozpacza, zdaje sobie sprawę, że: „mama Franciszka umiera, / jak wszystko, co żyje na ziemi” (Inna droga), ale też dopiero po jej śmierci, zdaje sobie sprawę z tego, że także i jego dni są policzone, bowiem, jak czytamy w wierszu Dopiero teraz, napisanym jak większość tych ponowoczesnych trenów w Wasilkowie, rodzinnej miejscowości poety: „Dopiero teraz naprawdę umieram, / mamo”, „i nie żalę się na miłość, która pozostała”. W innym wierszu stwierdza nie bez smutku: „Nie chroni mnie już twarz / Franciszki” (Mądrość), w jeszcze innym pyta bezradnie: „Mamo, gdzie jesteś teraz?” (Mamo!) i choć nie znajduje odpowiedzi, to jednak nie traci nadziei, że kiedy po latach przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz ze stwórcą, właśnie matka będzie: „mogła mnie / przygarnąć i przedstawić Bogu / jako dobrego syna” (Syn).
 
Pełen wiary, nadziei i miłości, najsłabszy z ludzi jest silny siłą człowieka, który wie, że każdy z nas, dzieci Bożych, ma prawo do spożywania owoców świata i że wobec śmierci jesteśmy równi. Dlatego Pamiętaj!:
 
Więc, nie gardź mną,
świecie i pamiętaj,
że jeszcze nie raz
poprosisz, bym modlił się,
błagał, roztaczał opiekę.

 
Poezja Jana Sochonia jest wyrazem zgody na świat, jaki jest, i na życie, jakie jest.
 

3.

 
Na okładce książki Bagaż podręczny (Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2005) fotografia: mężczyzna w średnim wieku – w koszulce, szortach, sandałach i z czapeczką naciśniętą zawadiacko na głowę – siedzi na schodach przed The Art Institute of Chicago, a przed nim leży podróżny plecak. Dobrze jednak wiedzieć, że ów turysta jest księdzem i profesorem, kierownikiem Katedry Filozofii Boga i Religii w Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, wykładowcą Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego i Papieskiego Wydziału Teologicznego w Warszawie, edytorem pism ks. Jerzego Popiełuszki, autorem naukowych książek z zakresu religii, filozofii i literatury. Oto Jan Sochoń we własnej osobie.
 
Bagaż podręczny to zbiór wierszy, jakie poeta napisał w czasie podróży po Ameryce w roku 2003. Znajdziemy tu utwory pod tak znamiennymi tytułami, jak: Ameryka, Cmentarz amerykański, Chicago, letnie popołudnie, Przejeżdżam przez murzyńską dzielnicę w Chicago, Światła Nowego Jorku, Wycieczka do Nowego Jorku. Ale nie tylko. Także: Na moje 50. urodziny, Oglądam wiadomości z Polski i jeszcze poświęcone „pamięci mojej Mamy” epitafium Nie mogę. Ano właśnie! W Ameryce, która fascynuje i zachwyca, chociaż także przeraża, nie da się zapomnieć o Polsce, o tym skąd się jest, skąd się przybyło i kim się jest. W wierszu Walka czytamy: „Tutaj w Ameryce pamięć / mną włada, każe wpatrywać się / w to, co minęło, choć trwa, / nie godząc się na popiół”, a w wierszu Różnica czasu:
 
Ci, których kocham
zapewne już śpią,
kiedy ja dopiero
rozpoznaję dzień,
zapominam o nocnych światach.

 
Liryka Jana Sochonia jest wyciszona, stonowana i spokojna, ale także precyzyjna niczym strzał w dziesiątkę. Zwracając się w wierszu Imię do stwórcy, poeta powiada: „masz tylko jedno imię, / które trzeba wymawiać bezdźwięcznie”. Nic dodać, nic ująć.
 
Poezja Jana Sochonia to świadectwo otwartego umysłu i wielkiego serca.
 
Janusz Drzewucki, „Twórczość” 2006 nr 9