Henryk Sienkiewicz w Oblęgorku

Jesień, jeżeli jest złota i polska, zachęca do podróży. Toteż gnany jej urokami w połowie października wyruszyłem, wraz z niezawodnym przyjacielem ks. Krzysztofem Niedałtowskim, w podróż po Polsce, żeby nasycić oczy, umysł i serce tym, co niezbyt popularne, a niezwykłe na terenach położonych z dala od miejskich centr, obleganych muzeów czy katedr. Tygodniową wyprawę rozpoczęliśmy z Warszawy, by dotrzeć do Kielc, Jędrzejowa, Chęcin, Oblęgorka, Bodzentyna, Pińczowa, Włocławka, Gdańska, gdzie uczestniczyłem w jubileuszu 30-lecia dwumiesięcznika literackiego „Topos”. Ileż ukrytych skarbów mieszczą przepastne głębie muzeów diecezjalnych albo wiejskich kościołów, nie sposób opisać. Wspomnę choćby o renesansowym obrazie Ukrzyżowanie znajdującym się w kościele parafialnym w Bodzentynie, przeniesionym swego czasu z katedry krakowskiej, namalowanym w stylu weneckim w 1545-47 roku przez Piotra Włocha (Piotra z Wenecji).

To dzieło charakteryzujące ostatnią fazę rozwoju ikonografii przedtrydenckiej i ewidentnie nawiązuje do realizacji weneckich połowy XVI wieku. W sferze górnej przedstawia Chrystusa i dwóch łotrów na tle ciemnego nieba ze słońcem o twarzy młodzieńca, i wyłaniającym się zza chmur półksiężycem. Ciało Zbawiciela zostało ujęte w bezruchu, rzec można w aurze lirycznej, w przeciwieństwie do innych postaci, zwłaszcza tych umieszczonych w dolnej sferze malowidła. Sposób kreacji złego łotra ma swój pierwowzór zapewne w postaci Szymona Cyrenejczyka Buonarottiego, zaś dobry łotr nawiązuje do stylistyki antycznych rzeźb, bodaj do figury umierającego Gala, z III wieku przed Chrystusem, której autorem, według historyków sztuki, był najprawdopodobniej Epigonos lub Izygonos.

Stanowiła ona część wielofigurowego monumentu, zbudowanego z rozkazu pergamońskiego króla Attalosa dla upamiętnienia jego zwycięstwa nad osiadłymi w Azji Mniejszej plemionami Galów, czyli naddunajskich Celtów. Obecnie marmurowa kopia oryginału znajduje się w zbiorach kapitolińskich w Rzymie. Szczególnie europejscy romantycy odwoływali się do tego arcydzieła, nie wyłączając naszych wieszczów, a Henryk Sienkiewicz (spóźniony romantyk?) widział w niej odzwierciedlenie rannego Słowianina. Natomiast dolna płaszczyzna obrazu Piotra Włocha ukazuje kłębowisko zgromadzonych uczestników drogi krzyżowej Jezusa, w tym między innymi Maryję, matkę Jezusa, św. Jana, Magdalenę. Całość robi, doprawdy, imponujące wrażenie.

Wspomniałem Sienkiewicza, gdyż na nim właśnie chcę się skupić w tym krótkim tekście. Przypomnę, że w przeciwieństwie do czasów obecnych, dawniej rola i powaga polskich pisarzy była doceniana przez społeczeństwo. Twórczość tych najwybitniejszych wrastała w narodową świadomość głęboko, zwłaszcza wtedy, kiedy Rzeczypospolita znikała z map Europy, podzielona przez zaborców albo ograbiana i niszczona przez różnej maści okupantów, w szczególności – co wciąż daje do myślenia – przez Niemców i Sowietów. Obchody 100-lecia urodzin Adama Mickiewicza to znakomite potwierdzenie powyższego faktu. Podobnie stało się w przypadku autora Krzyżaków. W 1897 roku minęło dwadzieścia pięć lat jego pracy literackiej, co w latach następnych stało się zaczynem różnego rodzaju działań jubileuszowych. Był on już wtedy pisarzem powszechnie czytanym, szeroko rozpoznawalnym, otoczonym niemal narodowym kultem, zwłaszcza kiedy opublikował Trylogię. Owe trzy tomy sprawiły, że stał się duchowym przywódcą Polaków, autorytetem duchowym i – warto podkreślić – również politycznym. W późnej młodości zżył się z ówczesną cyganeria artystyczną, przyjaźnił się między innymi z Adamem Chmielowskim i Stanisławem Witkiewiczem, żywo interesował się malarstwem, często odwiedzał warszawskie salony, choć w istocie całe życie podróżował. Zwiedził Europę wzdłuż i wszerz, nie pomijając Aten i Konstantynopola. Wyjątkowo owocne okazały się wyprawy do Ameryki Północnej i Afryki, skąd pisywał wielce oryginalne listy, drukowane w odcinkach w ówczesnej prasie. Wywoływane one spore czytelnicze poruszenie, a w kręgach intelektualnych szerokie dyskusje i polemiki.

Potok sławy i zaszczytów uderzył w Sienkiewicza w chwili, kiedy Quo vadis zaczęto tłumaczyć na główne języki europejskie. Książkę chwalił nawet papież Leon XIII. Włosi, co prawda, byli niebyt skorzy do wypłacania pisarzowi honorariów za kolejne wydania opowieści o losach pierwszych chrześcijan w starożytnym Rzymie, ale w zamian ofiarowywali mu różne dzieła sztuki oraz innego typu „cenne dary”. W każdym razie kariera Sienkiewicza nabrała tempa. Co tu ukrywać: uznawano go za jednego z najpopularniejszych pisarzy świata. Nasi krytycy nie byli tak łaskawi, zarzucając mu wiele różnych niedociągnięć, lecz stylistycznej maestrii nikt mu nie odmawiał czy wpływu na tożsamość narodu dobijającego się do niepodległości. Zresztą sam zainteresowany był tego świadom. W jednym z listów z Paryża podkreślał, że poezja szczera i prawdziwa ma przykładać ucho do piersi narodowej i słuchać bicia serca narodu. Witold Gombrowicz, mimo że czasem złośliwie kąsał Sienkiewicza, pisząc o nim, że jest „Homerem drugiej klasy”, to jednak certyfikował go jako „potężnego geniusza”.

Nie dziwi przeto, że w ramach ogólnonarodowej akcji zainicjowanej przez Komitet jubileuszowy, zebrano znaczącą kwotę 70 000 rubli. Spośród wielu propozycji spożytkowania owych pieniędzy dwie zyskały największe poparcie, mianowicie kupno kamienicy w Warszawie oraz sporego majątku ziemskiego. Sam Sienkiewicz zdecydował, żeby zakupić ziemię i budynek w Oblęgorku, malowniczej wiosce nieopodal Kielc. Tymczasem w Warszawie 22 grudnia 1900 zainicjowano oficjalne uroczystości rocznicowe. Najpierw zostało odprawione nabożeństwo w kościele św. Krzyża, potem w Sali Ratuszowej wręczono pisarzowi akt własności Oblęgorka, a w Teatrze Wielkim wystawiono jego sztukę Zagłoba swatem. W rok później mógł on zobaczyć to zachwycające miejsce, piękną dworkową rezydencję z górującą na jej szczycie rzeźbą husarza, którą okoliczni chłopi uznawali za niebiańskiego anioła. Nie mieszkał w niej jednak stale, lecz tylko podczas sezonu letniego, gdyż odległość od miasta, nikły dostęp do prasy oraz kłopoty z ocieplaniem budynku sprawiły, że ostatecznie Sienkiewicz powrócił do Warszawy, by zaraz udać się wraz z rodziną do Szwajcarii. Zatrzymał się w Vevey, w eleganckim Hotelu du Lac, skąd miał zachwycający widok na jezioro i zaśnieżone szczyty Alp. I chociaż otaczał go eklektyczny przepych (nazywał tę mieszkalną przestrzeń „pięknym więzieniem”), z dnia na dzień coraz bardziej tęsknił za ojczyzną, za swoim Oblęgorkiem. Zmarł 15 listopada 1916 roku, dożywszy 70 lat.

Odtąd losy majątku oblęgorskiego zależały od nasilających się dramatycznych wydarzeń dziejowych, zwłaszcza dwóch wojen światowych. Dzięki zapobiegliwości najbliższych, meble i dzieła sztuki zgromadzone w dworku zostały ukryte i ocalały z niemieckiej i sowieckiej nawałnicy. Po wielu zagmatwanych zdarzeniach, pod koniec lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, ponownie powróciły na swoje pierwotne miejsce. Polacy znowu, jak w 1900 roku, zebrali mnóstwo pieniędzy na odbudowę domu Sienkiewicza, który obecnie lśni różnokolorowym blaskiem, otoczony pięknym parkiem w stylu angielskim. Ogromny księgozbiór zgromadzony przez Sienkiewicza Niemcy podczas wojny wywieźli do Kielc i spalili, jako że za wszelką cenę starali się zniszczyć wszystko, co stanowiło korpus jego literackich dokonań. Z pożogi ocalało zaledwie 600 egzemplarzy z oblęgorskiej biblioteki, w tym 50 starodruków.

Na szczęście, wiele mebli, darów jubileuszowych, rzeźb, obrazów, zastaw stołowych, kartek okolicznościowych, rękopisów i listów, autorskich rysunków, fotografii, pamiątek z odbytych podróży, gazet poświęconych twórczości Sienkiewicza zachowało się i stanowi teraz trzon kolekcji pałacu w Oblęgorku. Widoczna na każdym kroku troska muzealników o utrzymanie w należytym stanie „sienkiewiczowskich skarbów” zasługuje na podkreślenie i wdzięczność. Tym bardziej że takiemu działaniu nie sprzyja epoka, do której przynależymy. Żyjemy objęci systemem globalnych dyspozycji, antropologicznych szaleństw, w tym nadziei związanych choćby z możliwościami tzw. sztucznej inteligencji. Ludzkie spojrzenie pozbawiono absolutnych punktów odniesienia. Utknęliśmy w martwym punkcie, obracając się wokół tych samych kwestii niczym szybki młyn diabelski, zepchnięci na samo dno ponowoczesnej, często ogłupiającej, rampy społecznej. Kwestie moralne, wrażliwość na dobro wspólne bądź jakość relacji międzyludzkich nie znajdują się w centrum zainteresowania.

Kiedy jest się w Oblęgorku wspomniany stan rzeczy wydaje się niedorzecznością, a twórczy dorobek Henryka Sienkiewicza przywraca wzorce najwyższej miary.

Warszawa-Bielany, listopad 2023

ks. JAN SOCHOŃ